Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 14 marca 2016

Rozdział 7 cz.2




Kimś jestem kto,
wie o co chodzi poznałem ulicę,
Kimś jestem kto,
wie skąd pochodzi nie chcę być na szczycie,
Kimś jestem kto,
potrafi kochać nienawidzić życie, 
dawno wracam stamtąd gdzie Ty dopiero idziesz.





Leon:
- Leon, czy to oni - zapytała przerażona Violetta, cała drżała,  nie oszukując się też wolałbym, że by to była policja.
- Nie denerwuj się-powiedziałem do niej suchym głosem. Muszę teraz, zadbać o wszystkich którzy znajdują się w tym samochodzie. Jeden niewłaściwy ruch, i może to się dla nas źle skończyć.
- Mówiłam że to zły pomysł napadać na sklep  w ich okolicach- trejkotała jak katarynka Violetta, zawsze tak robi. Nikt się nie przejmuję jej słowami, papla od rzeczy. Musieliśmy załatwić ten sklep, klejnoty w nim znajdujące były mało ważne, w tym sklepie były wszystkie adresy głównych siedzib mojego ojca. Teraz mam go na tacy, tylko aby grupa która jedzie za nami dała nam spokój. Czemu oni cały czas się panoszą. Violetta strasznie się ich boi z opowieści ojca, ja parę lat temu miałem z nimi do czynienia.Nie są tacy okrutni, są raczej słabi, uważają się za nie wiadomo kogo. Nienawidzę ich, z jednego powodu, nie szanowania kobiet. Zgarniają kobietę, i ją wykorzystują jak zwykłą szmatę. Najbardziej kochają kobiety wrogów, a nim akurat jestem ja, sama nasza grupka przestępcza, ich tak nie drażni, jak sama moja osoba. Od dłuższej pory sadzili się na Violę, raz nawet jeden chciał się do niej dobrać , dobrze wiedzą że jest dla mnie najważniejsza. Muszę się zatrzymać na poboczu, jeśli pojadę dalej mogą domyśleć się, gdzie obecnie się znajdujemy. Trzeba załatwić teraz sprawę, i mieć ich z głowy, mam nadzieję, że pójdzie do sprawnie. Ja dzisiaj kierowałem całą misją, nie było z nami Tomasa.
- Masz schowaj to w dekolt- dałem jej do ręki pamięć usb,- Pod żadnym pozorem nie masz nie wychodzić z samochodu, nawet jakby mnie postrzelili, masz nie wysiadać.Zamknij się w samochodzie.
- Leon nie, nie idź tam, zgubimy ich.
- Violetta rób co każę.- ignorując dziewczynę , zjechałem na pobocze, - Diego, Maxi, wysiadamy.- zwróciłem się do towarzyszy. Miałem w ręku pistolet, odbezpieczony, nabity gotowy do pełnienia swojego obowiązku.
- O hej Leon - powiedziała Gery, Czy ona kiedyś będzie ładna - zastanawiałem się, patrzyła na mnie z nienawiścią.
- Ta dość miłe spotkanie, jak tam kot Alfred wyzdrowiała mu noga- Chciałem ją jeszcze bardziej zdenerwować, pewnie zaraz przyjdzie jej boy Alex.
- Zdechł - odpowiedziała- Co robiliście, po naszej stronie, od 2 miesięcy planowaliśmy zamach na ten sklep.
- Powiedzmy, że nie uznaje twojego podziału lllinois- powiedziałem i zaśmiałem się drwiąco. Dobrze wiedziałaś że w chicago, musimy zostać i to wykorzystałaś.
- Powinienem cię teraz zabić- nagle obok Gery staną jej chłopak.
- Cześć Alex, wiesz nieźle się wyrobiłeś, na reszcie spadł ci brzuch
- Verdas wiedziałem że będziesz nikim, to ja mam główne plany miasta podziemnego.
- Ja mam coś o wiele cenniejszego, ale spokojnie marnujemy tylko nasz czas. Dobrze wiesz, że mamy całkiem inne cele i do tej pory nie wchodziliśmy sobie w drogę.
- Powiedzmy że masz racje Leon, ale wiesz że kiedyś będziemy musieli się ze sobą rozliczyć.
- Zobaczymy kto przegra, bracie.- Ze ktoś taki jest w mojej rodzinie, wstyd pomyślałem, odjechali, mogłem go zabić  był sam  tylko z loszką. Ale nie Leona musiały targnąć emocje, pomyślałem. Miałem tyle okazji, żeby go zabić, tylko plącze się pod nogami. Wiem, że jakby chciał to by siłą zaciągnął Violettę, szmaciarz bez wartości, tak jak mój ojciec, niech sobie rękę podadzą.
Wróciłem do samochodu, jak zwykle podenerwowany po ich wizycie.
- Leon, ja poprowadzę, idź na tył n
samochodu ty człowieku prowadzić nie będziesz. Nie chciałem się z nim kłócić. Usiadłem obok Violetty, przypomniało mi się jej piękne roznegliżowane ciało. Jest tak piękną kobietą, tylko ją potrafię nazwać swoją rodziną. Kochała mnie niezależnie jakie błędy popełniałem. Nie byłem jej bratem, a traktowała mnie na tej samej zasadzie, czasami miałem wrażenie, że za wszelką cenne chcę wtargnąć w tą rodzinę.
Ale ja nigdy nie będę Castillo, ja od zawsze byłem Verdas, ale to dobrze, kocham  Violettę jak kobietę mojego życia. Obserwowałem jej każdy ruch podczas podróży. Patrzyłem na jej goły brzuch,miała na sobie  boyfriendy i zwykle trampki, i dużo  za dużą skórę. Zawsze ją nakłada tą skórę, nie ważne jaka była to okazja. Dostała ja od mnie kiedy miała 12 lat,  ja jako dojrzały 18 wyrastałem już z moich ubrań, najbardziej zdenerwował mnie fakt że nie mieściłem się w swojej skórze którą posiadałem od 2 lat. Nie zapinała się w pasie, w tym czasie momentalnie przybrałem mięśni, fakt dużo ćwiczyłem. Kiedy segregowałem ubrania, pomagała mi przy tym Violetta. Naglę zatrzymała wzrok na mojej  prawie nowej, niezniszczonej kurtce.
- Nie chodzisz już w niej?- zapytała z dziwnym wyrazem twarzy
- No widzisz wyrosłem- stwierdziłem-spojrzałem na nią z zaciekawieniem- Chcesz przymierzyć ?- zapytałem, wiedziałem że chcę to zrobić od pewnego czasu. Nałożyła ją zwisała, była za duża, ale za to jak ładnie w niej wyglądała. 
- Bardzo ci ładnie w niej.
- Leon mogę ją zatrzymać, będę w niej chodzić na zawszę.
- Jasne, aż tak ci się spodobała?
- Tak, jest najpiękniejszym ubraniem na świecie 
- Dlaczego, tak sądzisz?
- Bo jest twoja...

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Zajebisty.
      Alex i Gery. Nie lubię tej dwójki.
      Verdas myśli o ciele Castillo. hihi O tylko o jednym.
      Skóra Leona zapewne pięknie wygląda na Vilu.

      G.E.N.I.A.L.N.Y
      C.U.D.O.W.N.Y
      P.I.Ę.K.N.Y

      Pozdrawiam Patty;*
      Czekam na next!
      Buziaczki:*

      Usuń
  2. Cuuuddooowny :* ❤
    Wszystko poszło zgodnie z planem.
    Prawie. Po drodze jechali za nimi Alwx i Gery. Nie trawie tej dwójki.
    Na szczęście nic się nie stało. Odpuścili.
    Czekam na next :*
    Buziaczki :* ❤

    Maddy ❤

    OdpowiedzUsuń