Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 17 kwietnia 2016

rozdział 11




Chłopcy wysmarowani samoopalaczem
Banelowa subkultura pod pieprzonym krawatem
Nastoletnie kurwy wytapetowane, wycackane
Wracające na czworaka z dyskoteki nad ranem




Violetta:
Jest godzina 7:30, idę właśnie z Leonem za rękę do mojej nowej "szkoły". Jestem ubrana w to, jest tak słodkie i obrzydliwe, nienawidzę różu, przecież ja się ubieram tylko i wyłącznie w 3 kolory , jest to szary, czarny i biały, czasami nałożę bordo, ale tylko to. Jeszcze ten okropny kolor włosów, zrobili ze mnie 8 letnią dziewczynkę. Super muszę  udawać typowego szarak, aby nie rzucać się w oczy.  Kiedy widzę  furtkę przeszywa mnie dreszcz, to jest szkoła rejonowa, a jak wiecie obecny nasz rejon nie jest za kolorowy. Przecież w tej różowej sukience żaden z nich się mnie nie przestraszy. Leon spytał się czy wszystko mam, i w ogóle matkował mi niemiłosiernie. Delikatnie pocałowałam go,jednak on chciał coś więcej. O nie sam mnie w to wplątał, niech teraz cierpi.-
- Uciekliśmy z najbardziej chronionego sklepu w całych Stanach.A ty się pytasz czy poradzę sobie w liceum.
- Wiem  zawsze w ciebie wierzyłem, wiesz seksownie wyglądasz, tak niewinnie-poruszał brwiami.
- Chcesz małej dziewczynki Verdas? To idź do przedszkola.
- Castillo to tylko jeden rok, wszyscy o nas zapomną.
- Ok- opuściłam go bez większych pożegnań. Znalazłam swoją szafkę, szybko wrzuciłam tam książki, plecy wystarczająco mnie bolą od tego beznadziejnego małego łóżka, które jeszcze muszę dzielić z Leonem. Większość wygląda  groźnie, bynajmniej afiszują się z tym, inny mniej ubrani w jakieś bluzy i ja w idealnej różowej sukience , co za wstyd. Mam udawać ofiarę, to jakaś kpina,z zawsze byłam agresorem. Nawet nie czekałam chwile, aby już się ktoś do mnie przyczepił. Zauważyłam że wszyscy dokoła są jacyś wystraszeni, kiedy na korytarz wszedł jakiś chłopak, był cały w tatuażach, trochę jak mój Leon, ale ten miał na pół twarzy bliznę. Ja go kojarzę  Zaczął się do mnie przybliżać i z wielką siłą pociągną mnie do jakiegoś pomieszczenia. Byliśmy w kantorku konserwatora.
- Widzisz to- wskazał na swoją bliznę
- Nie da się nie zauważyć- chciałam się puknąć w głowę za swoją bezmyślność, przecież miałam nie robić kłopotów, a na pyskowałam chyba największemu bandziorowi w szkole.
- Wiesz kto mi to zrobił ?
- Nie- Na szczęście powstrzymałam się od tekstów takich jak " święty mikołaj" czy " wróżka z Nibelandii"
- Verdas twój ukochany Leon, mówił ci coś o swoim ojcu?
- Nie jedynie że nie chcę go znać.- powiedziałam nie będę przy nim udawać.
- Jego ojciec to też mój ojciec złotko.
- Ty jesteś bratem Leona?- zdziwiłam się
- Dopiero teraz zrozumiałam, że to:
- Alex- wyszeptałam
- Myślałem że się nie domyślisz, jednak nie jesteś tak tempa jak myślałem. wracając do naszego ojca, czyżby nie mówił ci że jest największą szychą adwokacką.
- Kłamiesz Leon nie może być z tej bogatej strefy.
- Bo nie jest,Leon to zwykły bękart, ja jestem chcianym synem.
- Dlaczego miałabym ci wierzyć?
- Leon nie wysłał cie do tej szkoły, dla twojego bezpieczeństwa, chciał .............


niedziela, 10 kwietnia 2016

One Shot 1 miejsce


Idealny niepowtarzalny. Zwycięstwo zasłużone. Tylko ona jedna wysłała prace.
Przykro mi, ale to czas na radość  naszej zwyciężczyni. Gratulacje Patty Super



Mała dziewczynka siedzi w kącie ponurego pokoju. Ma dopiero 8 lat. Miejsce jest wilgotne i ciemne. W pomieszczeniu nie ma światła. Jedynie wpada tam w jasność z dziurki na klucz od drzwi, które są zamknięte. Jest przerażona. Tyle cierpienia doświadczyła się ta mała osóbka. Słyszy głośne kroki. On tu nadchodzi. Boi się go. Zwija się w kłębek. Po jej policzka płynął łzy. Nie chce go widzieć. Chce wpaść w ramiona matki oraz ojca i czuć się bezpieczna, ale ich już nie ma na tym świecie. Zostali zamordowani przez mężczyznę, który ją więzi. Drzwi zostają gwałtownie otworzone. Do pomieszczenia wchodzi potwór. Jest ubrany w czarny T-shirt, dżinsy. Na ręce ma tatuaż koniczyny. Ma pogardliwy uśmiech. Podchodzi do szatynki. Ciągnie ją za włosy. Ją to boli. Zaczyna dotykać jej ciało. Czuje wstręt do niego. Zawsze jak tu przychodził to robił. Nie chce tego, ale on jest za silny. Ściąga jej koszulkę jeszcze nie objawiły się u niej oznaki kobiecości. Dotyka ją wszędzie. Ręce wsadza w jej cytrynkę. Zachłannie tam się porusza. Go to podnieca. Jest taka bezbronna. On ma nad nią przewagę. Robi z nią co chce. Uczucia tego dziecko go nie obchodzą. Krucha istota przechodzi piekło od kilku miesięcy. Policja szuka jej. Zrobiło się o niej głośno. Na całym świecie szukają jej odpowiednie służby. Mężczyzna nie mógł już ryzykować. Kilka dni potem wyprowadził ją w głąb lasu i próbował zabić, ale umożliwiło mu to szczekanie psa policyjnego. Uciekł z miejsca zostawiając ją samą. Znalazła ją policja. Teraz jej nic nie grozi. Jest w dobrych rękach. Tyle ta istota przeszła. Czy się jej uda po tym pozbierać?
***
Budzę się z krzykiem. Serce mam przyspieszone. Zwijam się kłębek. Znów mnie przeszłość dopada w śnie. Ten koszmar. Tamtego mężczyzny nie znaleziono.Nikt nie wie o tym co się wydarzyło parę lat temu. Wie tylko moja najlepsza przyjaciółka. Po tym jak znalazła mnie policja trafiłam do domu dziecka. Tam właśnie ją poznałam. Teraz mam 20 lat jak ona. Razem mieszkamy, bo to wychodzi taniej. Do pokoju wbiega blondynka. Od razu mnie przytula. O nic nie pyta, a wie co jest dla mnie teraz najpotrzebniejsze. Wtulam się nią w moim ciałem.
- Vils powinnaś pójść do psychologa. - Mówi Ludmiła. Od razu się od niej odrywam.
- Nie. Nie chcę przechodzić przez to drugi raz. Nie będę się zwierzać obcemu człowiekowi. - Odpowiadam. Ona tylko wzdycha. Razem kładziemy się na łóżku. Po kilku minutach zasypiamy.
***
Budzę się przed blondynką. Jest dopiero parę minut po ósmej. Dzisiaj jest sobota, więc do pracy iść nie muszę. Całe szczęście. Płeć męską próbuję unikać. Mam złe doświadczenie z nimi. Boję się im zaufać. Jestem cichą myszką. Przez całe życie chyba będę przechodzić to wydarzenie przed lat. Wtedy byłam małą dziewczynką, Nic niewinną istotą. Życie mnie każe od młodych lat. Byłam dzieckiem, a tyle mnie spotkało. Dlaczego? Czym sobie zasłużyłam? Nic nikomu nie zrobiłam. Po moim policzku spłynęła łza cierpienia. Szybko ją starłam. Udało mi się żyć do tej pory jakoś normalnie, ale nadal czuję ten lęk. Wciąż się boję, że go zobaczę. Że koszmar znów wróci. Tego boję się najbardziej.
- Znowu o tym myślisz? - Zapytała, a bardziej stwierdziła. Wtuliłam się w nią. Ona jest moim oparciem. Zawsze mi pomoże i nigdy nie zostawi. Taka przyjaciółka to skarb.
- Federico zaprosił nas do jego domu. Nie chcę słyszeć odmowy. - Federico Verdas to jej chłopak. On jest dobry trudno było mu zdobyć moje zaufanie, ale się udało, ale nie na tak duże, żeby z nim zostać sam na sam. Zawsze przy nas jest Ludmiła. On nic nie wie o mojej przeszłości i tak niech zostanie. Jak odmówię i tak będzie o tym gadać póki się nie zgodzę. Więc już jest wszystko jasne. Blondynka nie wie co to słowo ,,odmowa'' skierowane w jej stronę. - Będzie tam jego brat. Musisz przełamać lęk, nie wszyscy są tacy jak on. Już z nim rozmawiałam i jest całkiem porządku. - Dodała. Na to nie byłam przygotowana. Ja nie chcę tam iść! Boję się. A co jeśli będzie chciał mnie skrzywdzić?
- Wszystko będzie dobrze Vivi. On nie jest zły. Pamiętaj, że ja tam będę. - Powiedziała prawdopodobnie widząc moją reakcję.
- No dobrze pójdę tam jeśli ty tam będziesz. - Oznajmiłam cicho. Przytuliłam przyjaciółkę. Jest dla mnie jak siostra.
- Będę. O to możesz być spokojna. - Potwierdziła.
- O której mamy tam być? - Zadałam pytanie odrywając się od Ludmiły. Spojrzała na swoją rękę na, której był zegarek.
- Za jakąś godzinę. - Odpowiedziała. Szybko zabieram ze sobą ciuchy i biegnę do łazienki. Wykonuję poranne czynności. Ubieram się dżinsy i koszulkę. Nie za obcisłą i nie za wielką. Nie chce się za bardzo wyróżniać i dlatego nie pokazuję swojej figury. Włosy wiąże w kitkę. Lekko się maluję. Gotowa schodzę do kuchni. Tam już czeka na mnie blondynka.
- Zrobiłam śniadanie. - Chwali się. Zajadamy pyszne pyszności, czyli jajecznicę z pomidorkami. Ubieramy kurtki i buty. Mamy jesień więc nie jest za ciepło. Wychodzimy z domu. Słychać stukot moich brązowych kozaków odpijających się o chodnik. Ludmiła zawzięcie mówi o modzie, a ja słucham. Nawet nie wiem kiedy docieramy na miejsce. Blondynka dzwoni dzwonkiem. Po chwili otwiera nam drzwi jej chłopak. Zaprasza nas do środka. Ściągamy zbędne ubrania. Wchodzimy do środka. Nikogo nie ma oprócz naszej trójki.
- Gdzie Leon? - Zapytała się moja przyjaciółka.
- Zaraz powinien być. - Oznajmił.- Kawy? Herbaty? - Zadał pytanie bardziej do mnie, bo u Ludmiły wie. Przecież już długo ze sobą chodzą. Za niedługo to będzie pół roku.
- Herbatę. - Lekko się uśmiecham. Brunet znikł za ścianą. Razem z Lu usiadłyśmy na kanapie. Po chwili wraca Federico. Stawia przed nami kubki. Zajmuje miejsce koło swojej dziewczyny.
- Co tam Violu słychać? - Zagaduje.
- Dobrze. - Odpowiadam. Po wnętrzu rozchodzi się dźwięk dzwonka. Chłopak idzie otworzyć. Teraz się obawiam tego spotkania. Po chwili wraca do salonu z przystojnym szatynem. Wygląd tu nie ma nic do znaczenia. Na chwilę napotykam się jego wzrokiem. Zapominam o przeszłości. Widzę w jego oczach piękną zieleń. Są jak dwa szmaragdy.
- Jestem Leon. - Wita się ze mną.
- Viooletta. - Jąkam się. Znów umie się włącza nie ufność mężczyzną. Podaje mi dłoń. Niechętnie ją ujmuję, ale szybko się uwalniam z uścisku. On się na mnie patrzy zdziwiony, ale nic nie mówi. Muszę przyznać, że przeszło przeze mnie miłe ciepło jak dotknęłam jego skóry. Siada na fotelu. Każdy o czymś rozmawiają tylko nie ja. I mi to na rękę.
- Violu czym się zajmujesz? - Zadał pytanie Leon.
- Niczym istotnym. - Wyminęłam pytania. Mój wzrok był skierowany na podłogę. Jestem nieśmiała i boję się zaufać. A tym bardziej facetom. - Będę już szła. - Oznajmiłam. Wstałam z sofy. Zabrałam mój płaszcz i wyszłam z domu. Było już ciemno. Skręciłam w uliczkę w parku. Mogłam iść dłuższą drogą. Teraz mam dziwne przeczucia. Usłyszałam dźwięk roztłuczonego szkła oraz kroki. Były coraz głośniejsze. Zaczęłam biec. Serce biło mi z szybkością światła. Obracam się za siebie. Widzę jak za mną idzie, a raczej biegnie pijany mężczyzna. Nagle wpadam w czyjeś ramiona. Podnoszę swój wzrok. Pierwszy raz się cieszę, że widzę przede mną go. Wtulam się w Leona. Cała się trzęsę.
- Już spokojnie. Już sobie poszedł. - Szepnął mi do ucha wtulając mnie bardziej w niego. Przy nim czuję się bezpiecznie. Chyba mogę mu zaufać.
- Dziękuję. - Wyszeptałam odrywając się od niego.
- Odprowadzę Cię do domu. - Uśmiechnął się. Moje serce przyspieszyło. Ma piękny uśmiech. Przyjęłam jego propozycję. Odprowadził mnie pod same drzwi.- Dziękuję. - Szepnęłam patrząc w jego oczy.- Przyjemność po mojej stronie. - Ukłonił się z gracją przede mną. Zachichotałam na ten czyn. Pocałował mnie na pożegnanie w policzek. Zarumieniłam się na ten gest. Weszłam do środka. Pierwszy raz się tak czuję przy mężczyźnie. Nie wiem co się ze mną dzieje? Czy to dlatego, że mnie obronił? A może to coś więcej?
***
Dni mijały niezmiernie szybko. Od nieprzyjemnego wydarzenia minęły dwa miesiące. Leon został moim przyjacielem. Zaufałam mu. O mojej przeszłości mu nie wspominałam. On mnie do tego nie zmusza. Wie, że to dla mnie bardzo bolesne. Mówi, że będzie czekać aż będę wstanie mu wyjaśnić. Zaczęłam go darzyć głębokim uczuciem. Zakochałam się w szatynie. On jest inny, wyjątkowy. Wiem, że mogę na niego liczyć. Czuję się przy nim tak bezpiecznie. Wiem, że on nie mógłby mnie skrzywdzić. Ale czy jestem gotowa na związek? Ubrana w czarne rurki, białą bluzkę i skórzaną kurtkę wychodzę z domu. Kieruję się do zamieszkania Verdasa. Kiedy jestem na miejscu dzwonię dzwonkiem. Po chwili otwiera mi właściciel zielonych oczów. Zaprasza mnie do środka. Przechodzimy od razu do salonu. Jest bardzo przytulny.
- Muszę Ci Violu coś powiedzieć. - Mówi kiedy siadamy na kanapie. Jest jakiś zdenerwowany. O co chodzi? - No bo ja... no ten... jak to powiedzieć. - Ciągle się jąka.
- Powiedz to w prost. - Sugeruję.
- Kocham Cię Violetto. - Wyznaje, a ja zamieram. Nie przypuszczałam, że ta chwila nadejdzie. A co ja myślałam? On zakochany we mnie?
- Powiesz coś? - Zapytał z niecierpliwiony.
- Leon nie wiem co mam powiedzieć. - Zaczęłam.
- Powiedz, że mnie nie kochasz to odpuszczę. - Oznajmił.
- Nie mogę tego zrobić. - Powiedziałam.  - Ponieważ dlatego, że bardzo Cię kocham. - Dodałam. Zbliżył się do mnie. Delikatnie pocałował mnie w usta tak jakby się bał. Oddałam pocałunek pozwalając chłopakowi na więcej. Uwierzycie, że to był mój pierwszy prawdziwy pocałunek? Co się dziwić z moimi przejściami. Oderwaliśmy się od siebie. Na naszych twarzach był wymalowany uśmiech. On sprawiał, że zapominałam o przeszłość. Teraz liczyła się teraźniejszość oraz przyszłość. Od teraz nie będę patrzeć wstecz. Tamto zostawiam za moimi plecami. Idę na przód i się nie poddam. Jak Leon pojawił się w moim życiu wszystko pozmieniał. Wprowadził w nie kolory, których brakowało. Nadał mojemu życiu sens. On jest tym co mi brakowało. Kiedyś chisteryzowałam jakie moje życie jest za tak przeproszeniem do dupy. Już myślałam, że Bóg się na mnie uwział. Ale teraz wiem inaczej. Udowodnił mi to podstawiając na mojej drodze szatyna, którego kocham. Leon jest moim przyjacielem, miłością, rozkoszą, bratnią duszą. Bez miłości człowiek w pełni nie żyje. Dopiero z tym uczuciem zaczynamy się ożywiać. Czujemy, że dopiero żyjemy. Brak miłości jest jak ptak bez skrzydeł. Ryba bez szkrzeli. Zima bez śniegu. Szkoła bez nauki. Zegar bez wskazówek. Muzyka bez melodii. Kwiat bez wody. Teraz zdałam sprawę jak bardzo jej potrzebowałam. Nie czułam się nigdy kocha. Wiem, że rodzice mnie kochali, ale odeszli do nieba.
- Nie wiesz jak zmieniłeś mój świat odkąd Cię poznałam. - Wyznałam szczerze. - Czerń i szarość zastąpiłeś jasnymi kolorami. - Dodałam. Przytuliłam się do niego. Objął mnie ramieniem.  Było mi tak przyjemnie.
- Zawsze będę Cię Kochać księżniczko. - Szepnął w moje ucho.***
Razem z Leonem spacerujemu po pięknym parku Buenos Aires. Słońce przyjemnie oświetla mi twarz. Moja sukienka lekko kołysze w rytmie wiatru. Nasze dłonie się splecione w jedność. Razem jesteśmy już od jakieść godziny. Tyle nasz związek trwa.
- Wiesz, że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie? - Szepnął do mojego ucha. Po moim ciele przeszły przyjemne ciarki. Czułam jego oddech. Na jego słowa się zarumieniłam.
- Wcale nie. - Zaprzeczyłam.
- Nie zaprzeczaj. Musisz siebie dowartościować. Jesteś najśliczniejsza na świecie. Jesteś jak kwiat róży, piękna i delikatna. - Wyznał. Byłam czerwona jak burak.
- Kocham Cię Leon. - Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy, które wyrażały miłość. Moje zapewne też takie były.
- Ja ciebie też kochanie. - Odpowiedział. Cmoknęłam jego usta delikatnie, odwzajemnił go. Muszkaliśmy swoje usta z uczuciem.
***
Od wydarzenia w parku minęło dwa miesiące. Jestem szczęśliwa z Leonem. Bardzo się kochamy. Widujemy się każdą wolną chwilą. Jesteśmy jak nastolatkowie zakochani sobie bez opamiętania. Wstałam z wygodnego łóżka z radością. Teraz roztwiera mnie energia. Czuję, że żyję. O przeszłości pomału zapominam. Nie chcę żyć z tym co było. Wykonałam poranne czynności. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Lekko się pomalowałam. Ubrałam się w białą bluzkę oraz niebieską spudniczkę. Na nogi założyłam czarne szpilki. Gotowa zeszłam na dół. Zdziwiło mnie co zastałam w kuchni. Zobaczyłam Leona robiącego śniadanie. Kiedy przyszedł? A gdzie Lu?
- Co tu robisz? - Zapytałam się obserwując szatyna.
- Cześć.  Mi też miło Cię widzieć kochanie. - Powiedział.
- Hej. Co tu robisz? - Powtórzyłam pytanie.
- A co nie cieszysz się, że mnie widzisz? - Udawał smutek.
- Oczywiście, że się cieszę. Tylko co robisz tak wcześnie rano? - Wyczekiwałam odoowiedzi.
- Wcześnie rano. - Prychnął. - Jest 11:00. A robię śniadanko mojej śpiączej królewnie. - Wyjaśnił. Zajęłam miejsce na krześle przy stole. Po chwili podstawiono mi pyszną najecznicę. Jak to pięknie pachnie. Zaczęłam ze smakiem "czyścić" talerz.
- Powinieneś mi częściej gotować. - Stwierdziłam.
- Dla Ciebie wszystko. - Oznajmił uśmiechnięty. Umyłam talerz po sobie. Mój chłopak posadził mnie na stole. Spojrzałam w jego oczy. Były przepełnione miłością. Ufałam mu bezgranicznie.
- Wiesz jak Cię kocham? Kocham jak wariat. - Powiedział z słodkimi dołeczkami.
- A ja Ciebie nie. - Odparłam uśmiechnięta.
- Wiem, że to nie prawda. Takiego ideału nie można nie kochać. - Wyznał pewny swoich słów. Zaczął mnie łaskotać. Zwyjałam się ze śmiechu. To najgorsza tortura jaka może być. Po chwili przestał.
- Kocham Cię głupku jak szalona.Kocham za to, że jesteś.Kocham za to jaki jesteś.Kocham za to jaki jesteś przy mnie.Tak bardzo Cię kocham. Nie wyobrażam świata bez Ciebie. Przy tobie moje życie ma sens. - Przez całą wypowiedzią wpatrywałam się w niego.
- Zamieszkaj ze mną. - Wypala nagle. Jestem szokowana jego propozycją.
- Jesteś tego pewny? - Zapytałam się.
- Jak niczego innego. - Oznajmia. ***
Minęło już rok od kiedy jestem z Leonem. Od kilku miesięcy mieszkam z szatym. Jest wspaniale. Kocham go całym sercem. Lu przeprowadziła się do młodszego Verdasa. Blondynka jest w pierwszym miesiącu ciąży. Będę miała chrześniaka. Nie wiadomo czy to chłopiec czy dziewczynka. Na to jest jeszcze za wcześnie, żeby to wiedzieć. Ubrałam na siebie czerwoną sukienkę oraz czarne szpilki. Mój chłopak kazał mi siedzieć w sypialni i czekać aż mi pozwoli opuścić to pomieszczenie. Nie wiem co on knuje. Powiedział tylko, że mam się ładnie ubrać i czekać. Do pokoju wchodzi szatyn. Był ubrany w czarny garniur. Coś się szykuje. - No nareszcie. - Mówię gdy go widzę.
- Zamknij oczy. - Nakażuje. Wykonuje jego prośbę. Czuję, że odrywam się od podłogi. Słyszę jego kroki. Po chwili postawia mnie na własne nogi.
- Możesz otworzyć oczy. - Szepcze mi do ucha. Po moim ciele przechodzi przyjemny dreszcz. Czuję jego oddech na swojej szyi. Otwieram oczy. To co widzę wzrusza mnie do łez. Nikt dla mnie tak bardzo nie wysilił jak on. Stół pięknie przyozdobiony. Wszędzie płatki czerwonych róż.
- Dziękuję. - Szepczę. - Dziekuję, że dla mnie to przygotowałeś. - Jego oczach pojawiają się iskierki. - Dla Ciebie wszystko zrobię. - Oznajmił. Odsunął mi krzesło. On zajął miejsce obok mnie. Zjedliśmy przepyszną kolację. Nagle Leon ukląknął na jedno kolano. Z kieszeni wyjął czerwone pudełeczko.
- Violetto Castillo zostaniesz moją panią Verdas? - Cały czas patrzył mi w oczy.
- Tak. - Szepnęłam. Pojedyncza łza zleciała mi po policzku z wzruszenia. Założył mi na palec pierścionek zaręczynowy. Pocałowałam go bardzo zachłannie. Nasz pacałunek był namiętny i brutalny. Przenieśliśmy się do sypialni. Położył mnie na łóżku. Zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli. Przytrzymał mi ręce.
- Na pewno tego chcesz? - Zapytał się mój narzeczony. Byłam jeszcze dziewicą. Leon czekał aż będę gotowa. Nie naciszkał.
- Jestem pewna. - Odparłam. Znów złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Teraz już można się domyślić co było dalej. Przeżyłam z ukochananym swój pierwszy raz i było cudownie. Był bardzo delikatny. Kochaliśmy się przez pół nocy.
***
Od oświadczyn minął tydzień. Już z Leonem mamy wyznaczoną datę ślubu. To już za 4 miesiące. Siedzę w salonie i czytam jakiś magazyn. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Leon poszedł otworzyć. Po chwili wrócił. To co zobaczyłam mnie przeraziło. Przeszłość mnie spotyka. Przede mną stał ten przez, którego miałam zniszczone dzieciństwo. Rozpoznałam go po tatuażu. Te same rysy twarzy.
- Violu poznaj mojego ojca Ernesta. - Powiedział Leon, a ja zamarłam. Ten człowiek jest jego ojcem? Mój Leon spokrewniony z tym, który mi zniszczył życie. Ernest Verdas nic się nie zmienił, może z wiekiem przybyło trochę zmarszczek. Leon i jego ojciec nie są podobni do siebie. Znów świat mi się wali. Dlaczego musiał się pojawić na mojej drodze? Wtedy kiedy wszystko ułożyłam.
- Może mi przedstawisz tą piękną panią. - Zasugerował Ernest. Słysząc jego głos wzgrygnęłam się. Pewnie byłam blada jak ściana. Kto by nie był widząc swojego oprawcę? A teraz stoi metr przede mną uśmiechając się głupio.
- Moja narzeczona, Violetta Castillo. - Przedstawia mnie mój narzeczony. Blondyn słysząc moje nazwiska uśmiecha się chytrze. Rozpoznał mnie. To jest pewne. Co teraz będzie? Czy powiedzieć Leonowi prawdę o nim, o mnie, o przeszłości? Chyba to będzie zły pomysł. Może mi nie uwierzyć i wtedy stracę go na zawsze. A tego nie chcę. Wiem, że Leon jest inny od swojego ojca.
- Violu mój ojciec zamieszka z nami przez kilka dni. Nie masz nic przeciwko? - To mnie teraz szokowało. Pod jednym dachem z pedofilem? To koszmar. Życie znów się nade mną znęca. Chce się obudzić z tego horroru, ale to nie sen. To prawdziwa rzeczywistość. Okropna, ale realna. Co ja zrobiłam temu światowi? Byłam dzieckiem, a tyle mnie przeszło.
- Oczywiście, że nie. - Ledwo wypowiadam. Co ja mogę zrobić w tej chwili? Gdybym się nie zgodziła mógłby nabrać podejrzeń. Leon zaprowadza blondyna do pokoju gościnnego. Verdas jest podobny do swojej matki, którą poznałam. Jest bardzo miłą kobietą. Veronica, tak ma na imię, jest po rozwodzie. Stoję w miejscu i wpatruję się przed siebie. Dla czego jak już mam coś ułożone zaraz to się spieprza? Po moim policzku spływa łza uczuć. Smutku, bólu, bezradności, cierpienia. Szybko ją ścieram. Po chwili wraca mój narzeczony.
- Blada jesteś. Wszystko w porządku? - Pyta się szatyn.
- Trochę głowa mnie boli. - Mówię.- Przynioszę Ci tabletkę przeciwbólową. A ty idź się połóż.  - Nakazuje. Idę do seojej sypialni. Wchodzę schodami na górę. W korytarzu zatrzymuje mnie głos i to jeszcze jego. Osoby znienawidzonej.
- Jeszcze piękniejsza jesteś niż dziecko. Jakbym wiedział, że aż tak wypiękniejesz to bym Ciebie nigdy nie wypuszczał złotko. - Jego uśmiech wyraża wszystko. Nic nie żałuje. Nie obchodzi go, że jestem Leona narzeczoną. On uczuć nie ma. Jego dłoń dotyka mojego ramienia. Po moim ciele przechodzą zimne dreszcze. Szybko wymijam go i wchodzę do sypalni. Jeszcze usłyszał jak powiedział: ,,Że przede mną nie uciekniesz." Teraz zaczynam się bać całkowicie. Kładę się na łóżku i płaczę. To są łzy bezradności. Co ja mam robić? Jestem rozdarta. Słyszę otwieranie drzwi. Materac się ugina pod ciężarem.
- Violu czemu płaczesz? - Zapytał się zmartwiony Leon.
- Głowa mnie boli. - Oznajmiam. Pomału zaczyna mnie bolec, ale to nie przez to wylewam łzy.
- Masz popij wodą. - Do rąk podaje mi tabletkę. Szybko ją połykam. - A teraz się zdrzemnij. - Dodaje.
- Zostaniesz ze mną? - Pytam się. - Oczywiście kochanie. - Potwierdził. Położył się koło mnie. Wtej chwili nie chciałam być sama. Wtulam się w tors chłopaka. Przy nim czuję się bezpiecznie. Wiem, że przy nim nic mi nie będzie. Głaszcze mnie po włosach. Oczy mi się same zamykają. Po chwili odpływam do krainy Morfeusza. ***
W środku nocy przebudziłam się. Leon smacznie sobie spał. Po chwili dotarło do mnie co się wcześniej wydarzyło. Pod jednym dachem z przeszłością. Miałam nadzieję, że to już jest za mną, ale się myliłam. Przeszłość mnie dopadła. Nie zamierza dać mi spokoju. Wstałam z łóżka. Usiadłam na parapecie. Obserwowałam ciemną noc. Księżyc jasno świecił. Gwiazdy na niebie. Głowę skowałam w kolanach. Zaczęłam cicho płakać nad moim życiem. Jedyne co mnie dobrego spotkało to Leon. On zawsze sprawiał, że się uśmiechałam. Nie oczekiwał nic zamian. Zawsze był przy mnie. Moje zranione serce pokochało go bez granic możliwości. Znów się położyłam na wygodnym posłaniu. ***
Obudziłam się niewyspana. Leona już nie było. Mam nadzieje, że nie jestem sama z... A wiecie z kim. Na tą myśl lekko się wzgrygnęłam. Wykonałam poranne czynności. Ubrana w ciemne dżinsy, białą bluzkę oraz czarne baleriny schodzę do kuchni. Przy stole siedzieli Verdasowie. Normalnie sobie rozmawiali. Ernest zachowywał się jakby nigdy nic się nie stało.
- Cześć kochanie. - Leon ucałował mnie w policzek. Przywitałam się niepewnie. Usiadłam koło swojego narzeczonego.  Zdala od starszego Verdasa. Czułam jego nieustanne spojrzenie na mojej osobie. Krępował mnie jego wzrok. Skupiłam się na śniadaniu. Na szczęście po posiłku niechciana osoba zniknęła z pomieszczenia. Zostałam sama z szatynem.
- Ostatnio dziwnie się zachowujesz. Co się dzieje kochanie? - Zapytał się z troską.
- Nic kochanie. Na prawdę nic. - Szepnęłam.
- Muszę już wychodzić do firmy. Będę po 14:00. - Oznajmił. - A ty masz jakieś plany? - Dodał.
- Pójdę do Lu. - Odpowiedziałam. Nie chciałam zostawać sama w tym domu póki jest jego ojciec. Mam nadzieję, że długo tu nie będzie. Leon zbliżył się do mnie. Delikatnie pocałował mnie w usta. Z przyjemnością oddałam pocałunek. Trwał jakieś kilka minut. Całowaliśmy się tak jakbyśmy poznawali swoje usta na nowo. Po chwili się od siebie oderwaliśmy. Spojrzałam w jego oczy. Zapomniałam o wszystkim. Widziałam tylko jego. Nic mnie innego nie obchodziło.
- Kocham Cię. Zawsze będę. - Wyznałam.
- Ja ciebie też skarbie. - Wyszeptał. Cmoknął mnie szybko w usta i poszedł do pracy. Ja też za długo nie zostałam tam. Zabrałam torebkę i udałam się do przyjaciółki. Po kilkunastu minutach byłam pod domem blondynki. Mieszka z Federico. Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzyła mi uśmiechnięta dziewczyna. Na mój widok jej uśmiech się poszerzył. Ciężarna zaprosiła mnie do środka. Usiedliśmy na kanapie.
- Gdzie masz ojca dziecka? - Zapytałam się.
- W firmie. A ty gdzie masz Leona? - Zwróciła się do mnie.
- Też w firmie. - Odpowiedziałam. Bracia Verdas pracują w jednej firmie jako wspólnicy.
- Słyszałam od Fede, że ojciec Verdasów zamieszkuje u was. - Oznajmiła Lu. Moja twarz w tej chwili zbladła przypominając Ernesta. Niech się wreszcie ode mnie odczepi. - Coś się Violka stało? Jakoś blado wyglądasz. Mi możesz powiedzieć. - Dodała.
- Nic mi nie jest Ludmi. - Zapewniłam.
- Nie uwierzę Ci. Zbladłaś jak usłyszałaś, że powiedziałam o ojcu Leona i Federico. - Zauważyła. Moje oczy się zaszkliły. - Ernest... - Szepnęła chyba, żeby zobaczyć moją reakcję. Pojedyńca łza spłynęła mi po policzku. - Więc to chodzi o niego. Zachowywałaś się tak za nim poznałaś Leona. Jak ciągle dręczyła Cię przeszłość... O rany to on Ci zrobił kiedyś krzywdę. - Powiedziała blondynka. Teraz zaczęłam płakać. Nie mogłam ukrywać swoich uczuć. Nie przy niej. Jest dla mnie jak siostra. Przytuliła mnie do siebie. - Jebany dupek. Niech ja go dorwę. - Dodała.
- Wiesz, że mówisz o swoim przyszłym teściu? - Zapytałam się wycierając policzki.
- Nigdy go nie lubiłam. Raz go widziałam i lampił mi się na biust. A teraz bardziej go nieznoszę. - Wyznała. - I jak zgaduję nie powiedziałaś Leonowi o tym? - Zapytała się, a bardziej stwierdziła.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - Oznajmiłam.
- Dlaczego mu nie powiedziałaś? - Zadała pytanie.
- Bałam się, że mi nie uwierzy. - Wyznałam. Usłyszałam dźwięk telefonu Ludmiły. Odebrała szybko. Z tego co wynioskowałam to rozmawia z młodszym Verdasem.
- Fede mówił, że z Leonem po nas przyjadą i gdzieś pojedziemy. Nie wiem o co dokładnie chodzi. Za dużo nie mówił. - Przekazała mi.***
Leon i Federico przyjechali po 20 minutach. Kiedy się zapytałam o co chodzi. Odpowiedzieli, że jedziemy jakieś kilka kilometrów za miasto do domku w lesie. Mówili, że odpoczniemy od miasta itd. Wjeżdzając do lasu czułam się dziwnie. Jakbym ten las znała. Wszystkie wyglądają tak samo. Skarciłam się w myślach. Ale kiedy byliśmy na miejscu to się przeraziłam. To był ten sam domek co mnie więził jak byłam mała. Wysiadliśmy z auta. Chyba się cała trzęsłam.
- Wchodzimy do środka? - Zapytał się Federico. Przekroczyliśmy próg. Przed oczami pojawił mi się obraz małej ja. Jak mnie ciągnął za włosy, dotykał. To było okropne. Dla ośmioletniej dziewczynki... koszmar. Inaczej opisać się tego nie da.
- Violetta co Ci jest? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła. - Zapytał się mój narzeczony.
- Nic mi nie jest. - Zapewniłam.
- Przecież widzę. Po twoich oczach widzę, że jesteś przerażona. Mi możesz powiedzieć. Pamiętaj co by nie było zawsze będę przy tobie. - Powiedział patrząc mi w oczy.
- Leon to co mam Ci do powiedzenia jest straszne. - Zaczęłam. Po moich policzkach ciekły łzy. On słuchał mnie uważnie. - Kiedy byłam... - Nie dończyłam bo ktoś mi przerwał. Tym ktosiem był Ernest. Blondynka zaczęła się robić cała czerwona ze złości.
- Jak śmiesz się pokazywać na oczy. Ty draniu. Pedofilu zasrany... - Zaczęła wypieniać wszystkie przekleństwa jakie zna.
- Widzę Violu, że blondyna zna o naszej przeszłości. Piękne czasy to były. - Powiedział blondyn.
- O co mu Violetta chodzi? - Zapytał się dezorientowany Leon. Po mojej twarzy ciekły łzy.
- Oj Leonku ty nie wiesz jak się cudownie zabawiałem z Violettą? Nie mówiła Ci? - Udawał zdziwienie.
- Molestowałeś mnie jak miałam 8 lat. - Wydarłam się.
- Oj Violetko molestowanie to za dużo. Dla mnie to była tylko zabawa. - Rzekł.
- Po co mnie znów nawiedzasz? - Zapytałam się.
- Kilka lat temu nie zrobiłem tego, ale dzisiaj to zrobię. - Za pleców wyciągnął broń. Skierował go na mnie. Ze strachu zamknęłam oczy. Stałam. Po prostu stałam. Poczułam, że ktoś mnie odpycha. Upadłam na podłogę. Usłyszałam huk. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam Ernesta w kańdanach wyprowadzanego z domu. Koło mnie był Leon. Z jego ręki leciała krew.
- Leon ty krwawisz! - Przeraziłam się.
- Nic mi nie będzie. - Oznajmił. - Ważne, że Ci nic nie jest. - Pogłaskał mnie czule po policzku. Leon został zaopatrzony przez lekarza. - Lepiej będzie jak ze mną nie będziesz. Jestem synem potwora, który Ci zrobił krzywdę. - Oznajmił smutny.
- Leon to nie ma znaczenia jakiego masz ojca. Ja Cię kocham za to jaki jesteś, a nie jakiego masz rodzica. - Szepnęłam wpatrując się w jego oczy z miłością.
- Kocham Cię Violetto. - Wyszeptał.
- Ja Ciebie też. - Nasze usta spotkały się namiętnym pocałunku. Byliśmy sobą spragnieni. Od teraz wszystko się ułoży. Przeszłość raz na zawsze znika. Ernest już nic nie będzie stanie mi zrobić. Będzie siedzieć w więzieniu.
***
- Czy ty Leonie Verdas bierzesz sobie za żonę Violettę Castillo i przysięgasz, że będziesz ją kochał zdrowiu i chorobie póki śmierć was nie rozłączy?
- Tak.
- Czy ty Violetto Castillo bierzesz sobie za męża Leona Verdas i przysięgasz, że będziesz go kochać w zdrowiu i chorobie póki śmierć was nie rozłączy? - Zapytał się ksiądz.
- Tak.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Co Bóg złączył niech człowiek nie rozdziela. Możecie się pocałować. - Leon się zbliżył do mnie. Nasze usta zetknęły się w delikatnym pocałunku. Wszystko się ułożyło. Od teraz jestem Violettą Verdas. Za kilka miesięcy przyjdzie na świat nasza córeczka Amelia. A zastawiacie się jak kilka miesięcy temu, kiedy zabrała policja Ernesta w lesie, jak znaleźli się funkcjonariusze tam. Lu wcześniej zadzwoniła. Ernest był tak zaślepiony mną, że nie zauważył jak Lu wyciąga telefon. Nic nam już nie zagraża. Kocham Leona bez opamiętania. Od teraz mam kochającego męża i dziecko w drodze. Jednak szczęście do każnego przyjdzie. Za chmurami kryje się słońce. 
...............................................................................................................................................

sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 10


Wyniki :
Została wysłana do mnie jedna pracy od Patty;* Super. I ona wygrywa główną nagrodę.
Gratujacje Os jest piękny, nawet jeśli przybyły by inne prace mam wrażenie że i tak znalazłabyś się na podium. Niedługo otrzymasz nagrody. A jutro oficjalnie os pojawi się na moim blogu.




"Jeśli masz listę dziesięciu najlepszych, to dziewięciu musisz skreślić, bo jestem ja, nie ma reszty!"
"Jeśli masz listę dziesięciu najlepszych, to dziewięciu musisz skreślić, bo jestem ja, nie ma reszty!"
Leon:


- Leon- usłyszałem wołanie Violetty, kiedy wtargnąłem do jej pokoju, na telewizorze zobaczyłem jej twarz, fakt była nie wyraźna, ale jednak widoczna. Przybiegł Diego Thomas i Federico
- Leon, to już koniec złapią nas.
- Spokojnie trzeba racjonalnie myśleć., musisz wyjechać
- Zwariowałeś nie przepuszczą mnie nawet przez granice Chicago.
- Trzeba cię wysłać do tutejszej szkoły.- powiedział spokojnie Thomas
- Jak ty sobie to wyobrażasz? - poważny już Federico
- Zrobimy trochę inny wizerunek, załatwimy fałszywe papiery, w tedy będzie w miarę bezpieczna, policja nigdy nie przeszukuję szkół, uważa je za porządne, Trochę się boje ją tam wysyłać, panuję tu lekka patologia.
- Jaka zmiana wizerunku?- Była lekko zła.
-Musimy zmienić kolor włosów - powiedziałem do niej
- Zróbcie  ze mnie blondynkę- powiedziała sarkastycznie
- To dobry pomysł, na dodatek powinnaś ubierać się dziewczęco, wtedy cię nie poznają
- Ale...- chciała zacząć swoje narzekanie ale ja się na to nie zgodziłem.
- Violetta nie marudzi, dobrze wierz, że mogą nas wszystkich pozabijać. Za wszystkie nasze przestępstwa jest tylko i wyłącznie kara śmierci. Chyba zdajesz sobie sprawę?
- Zdaję- powiedziała nie zachwycona naszym pomysłem.
- Ktoś z was umie malować, włosy???- Zapytał Thomas. Violetta przerażona, że jeden z tych szaleńców, ma dotykać jej pielęgnowany włosów.
- Ja to zrobię- powiedziałem a wszystkie oczy spoczywały na mnie.- No co?- zapytałam się przerywając ciszę.
- zniszczysz  je, ja zniszczę ciebie- powiedziała do mnie z kwaśną miną.
- Nie przesadzasz księżniczko.
- Ok, zróbcie to- Fede zasugerował się o zakup farby do włosów. I wyszedł odrazu do sklepu
- Ale ubioru mi na pewno nie zmienicie- była z siebie dumna
- No właśnie, trochę chcemy, i nie masz nic do gadania.
- Skórę też ci muszę zabrać- powiedziałem- I w tedy myślałem, że zacznie się awantura, jednak postanowiła spróbować innego sposobu. Który od nie jakiego czasu  bardzo lubiłem.
-Choć Leon do naszego pokoju, poszukamy coś?- Mogłem się domyślić, że to pułapka
- Jasne- zgodziłem się od razu, chwyciła moją dłoń i zaprowadziła do naszego obskurnego pokoju.Dziwił mnie fakt, że zamknęła drzwi na klucz
- Co się dzieję?- zapytałem
- A nic- powiedziała kuszącym głosem, pewnie coś chcę- Może chciałbyś się zabawić, z szatynką?
- Z tobą zawszę - zaśmiałem się
- A czyli wolisz mnie- jako szatynkę
- Viola- wiedziałem że ta rozmowa nie będzie niczym dobrym.
- A no tak wolisz blondynkę, Może od razu się przefarbuję!!! Żebym była dla ciebie atrakcyjna.
W  ogóle całą mnie zmień!! Już ci się całkiem nie podobam!!!- momentalnie z agresji, zaczęła płakać.
- Viola wszystko ok?- podszedłem do niej
- Przepraszam Leon, nie wiem co mnie napadło.
- Już spokojnie, może się połóż.Zaraz przyjdzie Fede i będziemy musieli przefarbować te włosy, a za tydzień pójdziesz do 2 liceum.
- Ok, a ty umiesz malować włosy ?
- Tak, mamię kiedyś farbowałem jak nie mieliśmy na fryzjera
-A może będzie mi ładnie?-
- Na pewno Bella- uśmiechnęła się do mnie, wróciliśmy do sąsiedniego pokoju.
Violetta:
Po jakiś 2 godzinach miałam całkiem inny kolor, ubrałam się w kolorowe spódniczki i urocze bluzki.Czułam się źle. A teraz  czeka mnie udawanie, udawanie Isabel Curtó miłej pomocnej uczennicy.
....................................................................................................................................................................